Nie wiem czym się ludzie tak spinają, ale Mutant to naprawdę solidne filmidło. Być może jest odrobinę przydługi i przez to w pewnym momencie zaczyna delikatnie męczyć. Ale historia, choć przerabiana już w kinie grozy mnóstwo razy, w jakiś dziwny sposób wciąga. Być może to też dzięki temu, że Guillermo del Toro nie zdradza nam za szybko wyglądu zmutowanych owadów. I bardzo dobrze.

Od pewnego momentu film nie pozwala się ani trochę nudzić - akcja stoi na wysokim poziomie, dużo się dzieje i choć (tu mały minus) akcję tworzą pomysły znane nam z innych horrorów w tej tematyce, to napięcie budowane jest znakomicie. Od którejś minuty nawet udziela się widzowi klaustrofobiczny klimat tych kanałów.

Sam wygląd mutantów jest świetny. Choć robale są komputerowe, to naprawdę postarano się o szczegółowe ich odwzorowanie, a przede wszystkim faktycznie budzą one strach. A ta scena (jeszcze przed właściwym rozwinięciem fabuły), gdy ten wielki robal zaatakował dzieciaki... to przykład bardzo dobrego budowania napięcia.

Myślę, że Mutant to bardzo klimatyczny kawałek kina z porządną dawką akcji, na którym nie sposób się nudzić. [SPOILER!] Szkoda tylko, że jak każdy inny tego typu film kończy się wielkim pożarem... z którego jakimś cudem ocalał nasz wielki bohater...

Moja ocena: 7/10.